[:pl]
Śpię na lotnisku w Delhi, żeby przeczekać noc. Boję się wyjść za te drzwi, bo przeczuwam, co się wydarzy. Taksówkarze, portierzy i inni mieszkańcy Delhi szukający zarobku na lotnisku, rzucą się na mnie jak wygłodniałe wilki. Pierwszy krok w Indiach lepiej wykonać za dnia, gdzie wszystko można mieć pod kontrolą.
Ta kontrola i tak mi się wymyka. Po zakupie biletu wszystko dzieje się bardzo szybko. Pierwszy mężczyzna bierze mój duży plecak. Podążając za nim, trzymam w ręku mój mały plecak, który jest wyrywany mi z rąk (w akcie pomocy) przez drugiego mężczyznę. Jedcznocześnie mam wrażenie, że ktoś, a właściwie trzeci mężczyzna chce mnie do tej taksówki zanieść. Prawie kłaniając się wpół czwarty mężczyzna, zaprasza mnie do środka samochodu. Wszyscy mówią coś do siebie po hindusku.
– Zaraz, stop! – prawie krzyczę – Is is a pre-paid taxi?
– yeas Madam, it is a pre paid taxi, yellow color here — mężczyzna wskazuje mi wyblakły ledwo widoczny żółty pasek na samochodzie.
Wsiadam do tej taksówki i odjeżdżam.
Kierowca z “prepaid taxi” nie mówi po angielsku. Jedyne co słyszę; “no problem Madam, no problem”. Nie możemy znaleźć adresu, gdzie mam się zatrzymać na te kilka dni w Delhi. Jest to mieszkanie, typowo europejskie z zachodnia toaletą. Mam szczęście, że mogę mieszkać tu po uprzejmości.
Orientacyjnie wiem, że jesteśmy blisko, bo widze nazwę wioski, gdzie znajduje się mieszkanie. Amberhai Village.
Przez przypadek taksówkarz pyta się o adres mężczyzny, który okazuje się właścicielem budynku, w którym mam się zatrzymać. Oddycham z ulgą. Okolica mnie nie pokoi mam wrażenie, że bieda jest tuż za rogiem.
W mieszkaniu witają mnie dwie dziewczyny. Nie wyglądają na hinduski, urodą bardzo przypominają Chinki lub Mongołki.
– where are you from? – pytam
– we are from Mizoram
– Aaaaaa – odpowiadam, udając, że chyba wiem, gdzie to jest.
– where is Mizoram? – pytam jednak po dluzszej chwili
– Mizoram is on the far north east of india. We are from India.
W jednej sekundzie wyobrażam sobie mapę Indii i widze odstający “półwysep” który ni jak nie komponuje się obszarowo do całych Indii, które wszyscy znają.
– we dont speak hindu there, we speak mizo and we are Christians. People from other parts of India very often they treat us a foreigners. They chit on us ect. . There are lots of people in India specially the one who are not educated who dont know that we are from India as well – dowiaduję się potem.
Wśród dziewczyn czuję się jak w domu. Choć nie wychodzą ze mną na miasto, to mam wrażenie, że się dobrze rozumiemy. Jemy razem przynajmniej jeden posiłek w ciągu dnia. Nasze dania składają się z czterech podstawowych składników; ryżu, chleba, ziemniaków, kapusty, jajek i czasem ogórka lub pomidora. Specjalność dziewczyn to ubite ziemniaki z zasmażana cebulką, wymieszane i obsmażone w jajku. Proste danie, a jak pyszne!
W okolicy nie ma dużego wyboru produktów, a mięso bardzo trudno znaleźć. Dziewczyny potrafią ugotować coś z niczego. Zasmakował mi bardzo podsmażany ryż na maśle, z czosnkiem, jajkiem solą i pieprzem.
[:en]Śpię na lotnisku w Delhi, żeby przeczekać noc. Boję się wyjść za te drzwi, bo przeczuwam, co się wydarzy. Taksówkarze, portierzy i inni mieszkańcy Delhi szukający zarobku na lotnisku, rzucą się na mnie jak wygłodniałe wilki. Pierwszy krok w Indiach lepiej wykonać za dnia, gdzie wszystko można mieć pod kontrolą.
Ta kontrola i tak mi się wymyka. Po zakupie biletu wszystko dzieje się bardzo szybko. Pierwszy mężczyzna bierze mój duży plecak. Podążając za nim, trzymam w ręku mój mały plecak, który jest wyrywany mi z rąk (w akcie pomocy) przez drugiego mężczyznę. Jednocześnie mam wrażenie, że ktoś, a właściwie trzeci mężczyzna chce mnie do tej taksówki zanieść. Prawie kłaniając się wpół czwarty mężczyzna, zaprasza mnie do środka samochodu. Wszyscy mówią coś do siebie po hindusku.
– Zaraz, stop! – prawie krzyczę – Is is a pre-paid taxi?
– yeas Madam, it is a pre paid taxi, yellow color here — wskazuje mi wyblakły ledwo widoczny żółty pasek na samochodzie.
Wsiadam do tej taksówki i odjeżdżam.
Kierowca z “prepaid taxi” nie mówi po angielsku. Jedyne co słyszę; “no problem Madam, no problem”. Nie możemy znaleźć adresu, gdzie mam się zatrzymać na te kilka dni w Delhi. Jest to mieszkanie, typowo europejskie z zachodnia toaleta.
Mam szczęście, że mogę pomieszkać tu po uprzejmości.
Orientacyjnie wiem, że jesteśmy blisko, bo widze nazwę wioski, do której miałam dojechać. Amberhai Village.
Przez przypadek taksówkarz pyta się o adres mężczyzny, który okazuje się właścicielem budynku, w którym mam się zatrzymać. Oddycham z ulgą. Okolica mnie nie pokoi mam wrażenie, że bieda jest tuż za rogiem.
W mieszkaniu witają mnie dwie dziewczyny. Nie wyglądają na hinduski, urodą bardzo przypominają Chinki lub Mongołki.
– where are you from? – pytam
– we are from Mizoram
– Aaaaaa – odpowiadam, udając, że chyba wiem, gdzie to jest.
– where is Mizoram? – pytam jednak po dluzszej chwili
– Mizoram is on the far north east of india. We are from India.
W jednej sekundzie wyobrażam sobie mapę Indii i widze odstający “półwysep” który ni jak nie komponuje się obszarowo do całych Indii, które wszyscy znają.
– we dont speak hindu there, we speak …. Here on this part of India very often they treat us a foreigners. They chit on us ect. . There are lots of people in India specially the one who are not educated who dont know that we are from India as well – dowiaduję się potem.
Wśród dziewczyn czuję się jak w domu. Choć nie wychodzą ze mną na miasto, to w domu mam wrażenie, że się dobrze rozumiemy. Jemy razem przynajmniej jeden posiłek w ciągu dnia. Nasze dania składają się z czterech podstawowych składników; ryżu, chleba, ziemniaków, kapusty, jajek i czasem ogórka lub pomidora. Specjalność dziewczyn to ubite ziemniaki z zasmażana cebulką, wymieszane i obsmażone w jajku. Proste danie, a jak pyszne!
W okolicy nie ma dużego wyboru produktów, a mięso bardzo trudno znaleźć. Dziewczyny potrafią ugotować coś z niczego. Zasmakował mi bardzo podsmażany ryż na maśle, z czosnkiem, jajkiem solą i pieprzem.[:]
Author: Ola
Pasjonatka podróży i aktywnego stylu życia. Preferuje wyjazdy typu “adventure” w otoczeniu przyrody. W Nowej Zelandii odbyła miesięczny staż raftingowi na górskich rzekach i przez 3 lata pracowała w jaskiniach jako Adventure Cave Guide w Nowej Zelandii w Waitomo, które znane jest z Black Water Rafting. Dłużej przebywała również w Norwegii studiując norweski “outdoor life” oraz pomieszkiwała w Omanie.
Leave a Reply