[:pl]
473 km, 2 dni i 4 przełęcze z najwyższą Tanglung La (5350 m.n.p.m.). Do tego suche, górskie himalajskie przestrzenie, ostre zakręty, przepaście i jazda non stop przez wyboiste drogi. Witam na trasie z Manali do Leh.
Przepiękna widokowo, trudna i wyboista trasa ma status międzynarodowej drogi w północnych Indiach łączącej region Himalayah Pradesh z krainą Ladakh na terenie Jammu and Kashmir. Do tego statusu dużo jej brakuje, bo większość trasy to po prostu piasek i żwir i na dodatek przez większą część roku jest ona zamknięta.
Trasa z Manali do Leh otwarta jest po ustąpieniu śniegów. Zazwyczaj od maja/czerwca do końca września. Status drogi możesz sprawdzić np. tutaj.
Widoki i wrażenia z trasy zostały uchwycone podczas przejazdu autobusem rządowym, z noclegiem w Keylong (ok. 2600 rupii z obiadem i śniadaniem). Najtańsza opcja to autobus lokalny (ok. 600 rupii), który jest mniej wygodny, ale wrażenia niezapomniane. Zazwyczaj pełny, daje możliwość spędzenia czasu z lokalną ludnością. Autobus lokalny również zatrzymuje się w Keylong. Jest to chyba najlepszy przystanek na tej trasie, bo wieś ta położona jest na 3150 m n.p.m. więc, jeśli nie jedziesz rowerem lub motorem to jest to, najlepsze miejsce na aklimatyzacje.
Popularne noclegi w Jipsa czy Sarchu gwarantują pojawienie się objawów choroby wysokościowej; bólów głowy, nudności i nieprzespanej nocy. Jeśli masz swój środek transportu, spokojnie masz czas na aklimatyzacje i możesz spać, gdzie chcesz. Mniejsze lub większe obozy biwakowe, czy zajazdy znajdują się co kilkanaście – kilkadziesiąt kilometrów.
Podczas tych kilku miesięcy, kiedy droga jest otwarta, mogą pojawić się osuwiska ziemi i śniegu, powodując zamknięcie drogi na kilkanaście godzin. Bądź więc na to gotowy 🙂
Trasę tą można też pokonać w jeden dzień jeepem albo wynajętą taksówkę.
Nasz autobus był tylko w połowie pusty, a siedzenia rozkładały się do połowy. Jeśli szukasz więc komfortu podczas jazdy, bardzo polecam Ci wziąć autobus rządowy (bilety to kupienia w rządowej informacji turystycznej w Manali).
Autobus prowadził jeden kierowca, a drugi (pomocnik?) pomagał podczas mijania się dwóch samochodów lub podczas przekraczania wartkich strumieni górskich. Podczas jazdy było mi trochę niedobrze, najlepsze ukojenie miałam, kiedy siadłam od strony korytarza w 1/3 długości autobusu. Aviomarin działa najlepiej na taką jazdę. Zapadłam w taki sen, że po dojeździe do Keylong, nie mogli mnie wybudzić 🙂
Całą trasę przejechałam z Mirko- Niemcem, którego poznałam w Manali. W dobrym towarzystwie trasę znosi się całkiem dobrze. Trzęsie tak bardzo, że można zapomnieć o czytaniu czegokolwiek.
Dzień 1 – trasa z Manali do Keylong zajęła nam niecałe 7 h.
Po puszczeniu Manali autobus wspinał się cały czas do przełęczy Rohtang 3978m.n.p.m. która jest bardzo popularna wśród indyjskich turystów. Hindusi przyjeżdżają tutaj zaraz pod koniec maja i na początku czerwca, żeby …. UWAGA! … zobaczyć i dotknąć śnieg!:-) W tym okresie podjazd na Rohtang szczególnie dla rowerzystów może być bardzo nieprzyjemny. Droga, która wije się serpentynami do góry, może być bardzo zakorkowana. Kiedy my jechaliśmy do góry, nie było źle, bo był to środek sierpnia; śniegu nie było, turystów więc mniej. Rozpoczęta budowa 8,8km tunelu ma w przyszłości rozwiązać problem zakorkowanej przełęczy. Plan jej otwarcia przewidywany jest na rok 2017. Tunel jeszcze nie powstał, ale szczegółowo opisany jest tuż na wikipedii Tutaj
Po zjeździe z Rohtang zostawiamy zielone krajobrazy i zjeżdżamy już w prawdziwy surowy himalajski klimat. Krajobraz zmienia się diametralnie. Zaczynają się prawdziwe góry!
Do Keylong dojeżdżamy po południu, mamy więc czas na zwiedzanie okolicy. Dojeżdżamy do hotelu i zadowoleni dziwimy się, że w tej cenie będziemy spać tak wygodnie. Jednak po chwili portierzy wskazują nam dłonią kierunek, w którym powinnyśmy się udać. Śpimy w nie do końca przyjemnym budynku za hotelem, ale dobre towarzystwo rekompensuje nam niewygodę. Pokoje są grupowe i w większości nich woda z łazienki wlewa się do pokoju 🙂
Keylong jest małą wioską i w porównaniu z Manli, bardzo zacisznym miejscem. Lepiej spędzić tutaj więcej czasu niż w Manali. Mieszkańcy wioski to głównie buddyści.
Dzień 2 – pobudka o 4;00
Na drugi dzień ruszamy z samego rana około 5:30, aby do Lech dojechać ok. 5:00 po południu
Dużo wcześniej jednak budzi nas obsługa hotelu i częstuje herbatą. Nie rozumiem tego.
Dostajemy śniadanie do autokaru w połowie śnięci. Odjeżdżamy.
W Darcha (3360m.n.pm) mijamy ostatnią osadę, która zamieszkuje te tereny przez cały rok. Około 280 mieszkańców. Mają dostęp do wody i elektryczności. Jak oni przeżywają zimę, kiedy są odcięci od świata, i kiedy temperatura spada do – 30 stopni? Niestety nasz autobus nie zatrzymywał się tutaj na długo, więc nie miałam okazji sprawdzić. Miejsce warte dłuższego postoju, kiedy ma się własny transport.
Po drodze mijamy wiele wojskowych punktów kontrolnych. Cały teren jest kontrolowany przez indyjskie wojsko, a sama droga została zbudowana przez BRO. Board Road Organization zarządzane przez armię odpowiedzialne jest za budowę dróg w północnych Indiach. Po drodze na poboczu czytamy interesujące znaki informacyjne jak np. “Dont worry be happy”. BRO zdecydowanie ma poczucie humoru, więcej o tym pisałam tutaj.
BRO zatrudnia wiele bezrobotnych ludzi do budowy dróg. Siedzą oni na trasie Manali- Leh przez te kilka miesięcy w roku, gdy trasa jest otwarta i usprawniają drogę. Często śpią w namiotach i dzinnie robią po kilkanaście kilometrów. Ich narzędzie pracy to …. młotek i dłuto! Gdy biała kobieta pojawia się w pobliżu na ich twarzach, od razu widać uśmiech. Tak jakby budzili się do życia.
Używanie tak archaicznych narzędzi do ciężkiej pracy wydaje się bez sensu. Chyba znam odpowiedź na to pytanie; DLACZEGO? Ale dla pewności pytam Niemca, który był w Indiach na wymianie studenckiej więc lepiej się orientuje 🙂
It’s simple cheaper to pay 100 guys to break rocks, then to get heavy machines there that also need maintainance. Bringing the cut rocks from another place is most expensive, since even in rest of India this method is used widely…
Po Darcha mijamy drugą przełęcz na trasie Baralacha La (4910m.n.p.m.). Jakakolwiek uprawa ziemi na tych terenach jest niemożliwa. To właśnie tutaj wędrując dalej w głąb dzikich gór możemy dostrzec chyba najbiedniejszą grupę nomadów w Indiach, Changpa. Przybyli oni na te tereny z Tybetu w 8 w p.n.e. Zajmują się hodowlą owiec i kóz, których mięso wymieniają na inne dobra np. warzywa. Ich życie szczególnie w zimie jest bardzo trudne.
W końcu dojeżdżamy do Sarchu i ponownie wspinamy się na trzecią przełęcz na trasie Lachung La (5100m), aby potem znowu się obniżyć do miejscowości Pang. Odcinek do następnej, ostatniej przełęczy to pustynna równina Morey Plains. To właśnie gdzieś na tej 40km trasie mijamy ciekawe formacje skalne ukształtowane przez matkę naturę.
W końcu wspinamy się na najwyższą przełęcz na trasie i prawdopodobnie drugą najwyższą przejezdną przełęcz na świecie Taglang La (5300m). Autobus zatrzymuje się na chwilę. Robimy zdjęcia. Wysokościowa uderza do głowy, czuję się pijana i trochę mi niedobrze OD razu jak opuszczamy przełęcz, objawy ustępują.
Taglang La (5300m) ma ważne położenie strategiczne, bo leży blisko konfliktowych terenów między Pakistanem, Chinami i Indiami.
Po osiągnięciu Upshi prostą już drogą zjeżdżamy do Leh.
Gdybym mogła wybierać przejechałąbym tą trasę jeszcze raz na motorze lub rowerze.
Jeśli więc Ty masz wybór, zrób to![:en]
473 km, 2 dni, 4 przełęcze z najwyższą Tanglung La (5350 m.n.p.m.), suche, górskie himalajskie przestrzenie, ostre zakręty, przepaście, przekraczanie rzek i wartkich strumieni górskich oraz jazda non stop przez wyboiste drogi. Na tę trasę czekałam od dawna.
Przepiękna widokowo, trudna i wyboista trasa ma status międzynarodowej drogi w północnych Indiach łączącej region Himalayah Pradesh z krainą Ladakh na terenie Jammu and Kashmir. Do tego statusu dużo jej brakuje, bo większość trasy to po prostu piasek i żwir i na dodatek przez większą część roku jest ona zamknięta.
Trasa z Manali do Leh otwarta jest po ustąpieniu śniegów. Zazwyczaj od maja/czerwca do końca września. Status drogi możesz sprawdzić np. tutaj.
Widoki i wrażenia z trasy zostały uchwycone podczas przejazdu autobusem rządowym, z noclegiem w Keylong (ok. 2600 rupii z obiadem i śniadaniem). Najtańsza opcja to autobus lokalny (ok. 600 rupii), który jest mniej wygodny, ale wrażenia niezapomniane. Zazwyczaj pełny, daje możliwość spędzenia czasu z lokalną ludnością. Autobus lokalny również zatrzymuje się w Keylong. Jest to chyba najlepszy przystanek na tej trasie, bo wieś ta położona jest na 3150 m n.p.m. więc, jeśli nie jedziesz rowerem lub motorem to jest to, najlepsze miejsce na aklimatyzacje.
Popularne noclegi w Jipsa czy Sarchu gwarantują pojawienie się objawów choroby wysokościowej; bólów głowy, nudności i nieprzespanej nocy. Jeśli masz swój środek transportu, spokojnie masz czas na aklimatyzacje i możesz spać, gdzie chcesz. Mniejsze lub większe obozy biwakowe, czy zajazdy znajdują się ca kilkanaście – kilkadziesiąt kilometrów.
Podczas tych kilku miesięcy, kiedy droga jest otwarta, m
ogą pojawić się osuwiska ziemi i śniegu, powodując zamknięcie drogi na kilkanaście godzin. Bądź więc na to gotowy 🙂
Trasę tą można też pokonać w jeden dzień jeepem albo wynajętą taksówkę. Ich jednak zadaniem jest jak najszybsze dotarcie do celu. Jeśli twoi współtowarzysze się zgodzą, możesz się dogadać, żeby podzielić trasę na dwa dni.
Nasz autobus był tylko w połowie pusty, a siedzenia rozkładały się do połowy. Jeśli szukasz więc komfortu podczas jazdy, bardzo polecam Ci wziąć autobus rządowy (bilety to kupienia w rządowej informacji turystycznej w Manali).
Autobus prowadził jeden kierowca, a drugi (pomocnik?) pomagał podczas mijania się dwóch samochodów lub podczas przekraczania wartkich strumieni górskich. Podczas jazdy było mi trochę niedobrze, najlepsze ukojenie miałam, kiedy siadłam od strony korytarza w 1/3 długości autobusu. Aviomarin działa najlepiej na taką jazdę. Zapadłam w taki sen, że po dojeździe do Keylong, nie mogli mnie wybudzić 🙂
Całą trasę przejechałam z Mirko- niemcem, którego poznałam w Manali. W dobrym towarzystwie trasę znosi się całkiem dobrze. Trzęsie tak bardzo, że można zapomnieć o czytaniu czegokolwiek.
Dzień 1 – trasa z Manali do Keylong zajęła nam niecałe 7 h.
Po puszczeniu Manali autobus wspinał się cały czas do przełęczy Rohtang 3978m.n.p.m. która jest bardzo popularna wśród indyjskich turystów. Hindusi przyjeżdżają tutaj zaraz pod koniec maja i na początku czerwca, żeby …. UWAGA! … zobaczyć i dotknąć śnieg!:-) W tym okresie podjazd na Rohtang szczególnie dla rowerzystów może być bardzo nieprzyjemny. Droga, która wije się serpentynami do góry, może być bardzo zakorkowana. Kiedy my jechaliśmy do góry, nie było źle, bo był to środek sierpnia; śniegu nie było, turystów więc mniej. Rozpoczęta budowa 8,8km tunelu ma w przyszłości rozwiązać problem zakorkowanej przełęczy. Plan jej otwarcia przewidywany jest na rok 2017. Tunel jeszcze nie powstał, ale szczegółowo opisany jest tuż na wikipedii Tutaj
Po zjeździe z Rohtang zostawiamy zielone krajobrazy i zjeżdżamy już w prawdziwy surowy himalajski klimat. Krajobraz zmienia się diametralnie. Zaczynają się prawdziwe góry!
Po drodze rzadko mijamy inne samochody, najczęściej są to tiry.
Do Keylong dojeżdżamy po południu, mamy więc czas na zwiedzanie okolicy. Dojeżdżamy do hotelu i zadowoleni dziwimy się, że w tej cenie będziemy spać tak wygodnie. Jednak po chwili portierzy wskazują nam dłonią kierunek, w którym powinnyśmy się udać. Śpimy w nie do końca przyjemnym budynku za hotelem, ale dobre towarzystwo rekompensuje nam niewygodę. Pokoje są grupowe i w większości nich woda z łazienki wlewa się do pokoju 🙂
Keylong jest małą wioską a porównaniu z Manli bardzo zacisznym miejscem. Lepiej spędzić tutaj więcej czasu niż w Manali. Mieszkańcy wioski to głównie buddyści.
Dzień 2 – pobudka o 4;00
Na drugi dzień ruszamy z samego rana około 5:30, aby do Lech dojechać ok. 5:00 po południu
Dużo wcześniej jednak budzi nas obsługa hotelu i częstuje herbatą. Nie rozumiem tego.
Dostajemy śniadanie do autokaru w połowie śnięci. Odjeżdżamy.
W Darcha (3360m.n.pm) mijamy ostatnią osadę, która zamieszkuje te tereny przez cały rok. Około 280 mieszkańców. Mają dostęp do wody i elektryczności. Jak oni przeżywają zimę, kiedy są odcięci od świata, i kiedy temperatura spada do – 30 stopni? Niestety nasz autobus nie zatrzymywał się tutaj na długo, więc nie miałam okazji sprawdzić. Miejsce warte dłuższego postoju, kiedy ma się własny transport.
Po drodze mijamy wiele wojskowych punktów kontrolnych. Cały teren jest kontrolowany przez Indyjskie wojsko, a sama droga została zbudowana przez BRO. Board Road Organization zarządzane przez armię odpowiedzialne jest za budowę dróg w północnych Indiach. Po drodze na poboczu czytamy interesujące znaki informacyjne jak np. Dont worry be happy. Bro zdecydowanie ma poczucie humoru, więcej o tym pisałam tutaj.
BRO zatrudnia wiele bezrobotnych ludzi do budowy dróg. Siedzą oni na trasie Manali- Leh przez te kilka miesięcy w roku, gdy trasa jest otwarta i usprawniają drogę. Często śpią w namiotach i dzinnie robią po kilkanaście kilometrów. Ich narzędzie pracy to …. młotek i dłuto! Gdy biała kobieta pojawia się w pobliżu na ich twarzach, od razu widać uśmiech. Tak jakby budzili się do życia.
Używanie tak archaicznych narzędzi do ciężkiej pracy wydaje się bez sensu. Chyba znam odpowiedź na to pytanie; DLACZEGO? Ale dla pewności pytam Niemca, który był w Indiach na wymianie studenckiej więc lepiej się orientuje 🙂
It’s simple cheaper to pay 100 guys to break rocks, then to get heavy machines there that also need maintainance. Bringing the cut rocks from another place is most expensive, since even in rest of India this method is used widely…
Po Darcha mijamy drugą przełęcz na trasie Baralacha La (4910m.n.p.m.). Jakakolwiek uprawa ziemi na tych terenach jest niemożliwa. To właśnie tutaj, jeśli będziemy mieć szczęście, zobaczymy w oddali chyba najbiedniejszą grupę nomadów w Indiach, Changpa. Przybyli oni na te tereny z Tybetu w 8 w p.n.e. Zajmują się hodowlą owiec i kóz, których mięso wymieniają na inne dobra np. warzywa. Ich życie szczególnie w zimie jest bardzo trudne.
W końcu dojeżdżamy do Sarchu i ponownie wspinamy się na trzecią przełęcz na trasie Lachulung La (5055m), aby potem znowu się obniżyć do miejscowości Pang. Odcinek do następnej, ostatniej przełęczy to pustynna równina Morey Plains. To właśnie gdzieś na tej 40km trasie mijamy ciekawe formacje skalne ukształtowane przez matkę naturę.
W końcu wspinamy się na najwyższą przełęcz na trasie i prawdopodobnie drugą najwyższą przejezdną przełęcz na świecie Taglang La (5300m). Autobus zatrzymuje się na chwilę. Robimy zdjęcia. Wysokościowa uderza do głowy, czuję się pijana i trochę mi niedobrze OD razu jak opuszczamy przełęcz, objawy ustępują.
Taglang La (5300m) ma ważne położenie strategiczne, bo leży blisko konfliktowych terenów między Pakistanem, Chinami i Indiami.
Po osiągnięciu Upshi prostą już drogą zjeżdżamy do Leh.
Gdybym mogła wybierać przejechałąbym tą trasę jeszcze raz na motorze lub rowerze.
Jeśli więc Ty masz wybór, zrób to![:]
Author: Ola
Pasjonatka podróży i aktywnego stylu życia. Preferuje wyjazdy typu “adventure” w otoczeniu przyrody. W Nowej Zelandii odbyła miesięczny staż raftingowi na górskich rzekach i przez 3 lata pracowała w jaskiniach jako Adventure Cave Guide w Nowej Zelandii w Waitomo, które znane jest z Black Water Rafting. Dłużej przebywała również w Norwegii studiując norweski “outdoor life” oraz pomieszkiwała w Omanie.
całkiem niezle