Oman położony na Półwyspie Arabskim znany jest z pustynnych krajobrazów, wysokich temperatur i w związku z tym brakiem rzek. Trudno wyobrazić sobie, ze w takim krajobrazie kanioning naprawdę istnieje. Gdybyśmy nie otrzymali propozycji pracy w tutejszej firmie outdoorowej, wątpię że z tego powodu byśmy tu kiedyś zajrzeli.
Nasz pierwszy rekonesans padł na Snake Canyon, który położony jest w Wadi Bani AWF, niedaleko wioski Balad Sayat około 3 h jazdy z Muscatu. Sama jazda przez Wadi Bani AWF sprawia niesamowitą frajdę, bo droga trawersuje górskie zbocza dostarczając nam pięknych, przepaścistych widoków. Bez samochodu z napędem na cztery koła daleko byśmy nie zajechali.
Nazwa kanionu nie pochodzi wcale od występujących w nim węży, jak mogłoby się wydawać, ale od jego kształtu. Długi na 3 km kanion wije się jak żmija, przypominając tym samym kształt tego stworzenia. Świetnie zobaczymy to na zdjęciach satelitarnych. Ostatnie wyjście z kanionu powinno odbyć się przed 2 po południu, ponieważ każdy kanion w Omanie narażony jest na przechodzenie potężnych fal powodziowych. Nagłe obrywy chmur w tych regionach zdarzają się właśnie po południu. Gdybyśmy znaleźli się w takim kanionie, podczas intensywnych opadów deszczu, marne byłyby nasze szanse na przeżycie. Podczas nadejścia takiej fali w 1996 kilku turystów, niestety się utopiło.
Wejście do Snake Kanionu jest suche, ale zaraz po kilku minutach pojawia się pierwszy kilkumetrowy zjazd po lewej stronie. My wtedy nie zauważyliśmy tego zjazdu, bo kierowaliśmy się strzałkami wymalowanymi na skałach. Błąd! Zejście które obraliśmy, było bardzo nieprzyjemne i skończyło się z wieloma obtarciami. Zmyliła nas zawieszona druto-lina, którą zsunęliśmy się do wody.
Kilka lat temu, w tym miejscu skakało się do basenu z wielkiego głazu. Jest to skok około 6-metrowy i dosyć wąski. Mało tu miejsca na pomyłkę. Na dnie po prawej stronie wystaje skała, więc podczas skoku trzeba ją ominąć. Dodatkowo trzeba wyskoczyć do przodu, aby nie zahaczyć o skałę, z której się wyskakuje.
Po kilku wypadkach firmy organizujące canioning w Snake Canyon zaprzestały skoków z tej skały. Polityka tego sportu w Omanie nie jest jednoznaczna i większość firm oraz „instruktorów” robi co chce. Sami byliśmy świadkami wypadku, gdy z grupą turystów przygotowywaliśmy się do zjazdu. Grupa przed nami pod szyldem firmy konkurencyjnej skakała do wody. Kamizelki ratunkowe na większości uczestników były niedopasowane, kaski w wyniku uderzenia o wodę spadały z głów. Tragedia wisiała w powietrzu. Ostatnia dziewczyna tuż przed swoim skokiem i pamiątkowym selfie zawahała się i nie wybiła dostatecznie mocno. Podczas lotu uderzyła twarzą o skałę.
Byłam przerażona, kiedy zobaczyłam ją płasko leżącą na wodzie w bez ruchu w pobliżu opiekuna grupy. Ich przewodnik nieśpiesznie przygotował się do zjazdu i osiągając podstawę wody ściągnął linę ze sobą, nie pozostawiając sobie możliwości powrotu!!
Gareth, mój ówczesny partner bez słów komunikacji opuścił mnie na linie, abym mogła ocenić sytuację. Poszkodowana odzyskała swoją ruchomość i nie tracąc przytomności, udało nam się ją wyciągnąć na linie do góry. Pseudo przewodnik kontynuował przejście z pozostałą grupą, która liczyła około 10 osób. Takie wypadki w Omanie nie są rzadkością. Jedyną znaną mi firmą, która bezpiecznie oferuje przejście Snake Kanionu jest Twenty3Extreme.
Snake Kanion dawał nam poczucie, że jesteśmy naprawdę małymi istotami. Unosząc głowy do góry widzieliśmy ściany sięgające 100 metrów wysokości. W niektórych miejscach szerokość z jednego do drugiego końca ściany wynosi może z kilka metrów.
Drugi zjazd miał być najdłuższym 30-metrowym zjazdem. Umówiliśmy się, że mój partner mnie opuści, żeby zobaczyć dokładnie ile liny potrzeba. Po pierwszych kilku metrach siła ciężkości zabrała mnie na lewo i przerzuciła do małej jaskini. Jak już się z niej wygrzebałam to kontynuowałam zjazd aż lina się skończyła 🙂 Było to tylko metr nad wodą więc sprawnie się z tego wyplątałam i przykucnęłam na malutkiej platformie. Woda nie zachęcała do kąpieli, ponieważ była to woda bardzo mętna znajdująca się w małym baseniku. Nie wiadomo od jak dawna 🙂
Później okazało się, że źle zjechałam, bo powinnam zatrzymać się na półce wyżej, koło wielkiej opony zostawionej podczas powodzi. Z powyższej półki można było spokojnie przejść do ostatniego zjazdu.
Druga część Snake Kanionu była typowym bulderingiem w dół. Raz musieliśmy się zaprzeć o skały, aby zejść w dół, raz opuścić się na rękach, a jeszcze innym razem skoczyć do wody. Za każdym razem wariantując inne przejścia, szybko zauważyliśmy swoje postępy w przechodzeniu tego odcinka. Od niepewnych i czujnych eksploratorów staliśmy się odważnymi kózkami.
Klucząc między głazami, w końcu opuściliśmy tereny wodne. Dotarliśmy do rozwidlenia, które przechodziło w lewą odnogę Kanionu. Trzymając się głównego korytarza, doszliśmy do łatwego, suchego labiryntu skał. Napotkani turyści, którzy odwiedzają tą część kanionu utwierdzili nas w przekonaniu, że jesteśmy blisko końca naszego pierwszego przejścia Snake Kanionu.
Obecność Omańczyków w białych diszdaszach i turystów w niestosownych zachodnich ubraniach spowodowała, że szybko myślami wróciliśmy do rzeczywistości.
Co za historia ! 🙂 dobrze że ta laska przeżyła