[:pl]
Długo zastanawiałam się co napisać o tym szlaku, bo ani mnie on nie zachwycił, ale nie był też do końca taki zły. Zdecydowanie brakowało mi gór na tej trasie. Było mało gór w górach, bardzo turystycznie i niekiedy nudnawo. Było łatwo. Zaraz wytłumaczę o co chodzi i odpowiem, czy trekking wokół Annapurny warto jeszcze dzisiaj robić.
Szlak zaczyna się na bardzo niskich wysokościach około 1 tyś. metrów i potrzeba kilku dobrych dni oraz bezchmurnej pogody, żeby dostrzec te himalajskie zaśnieżone szczyty. Droga do miasteczka Manang (3500m), gdzie krajobrazy są już półpustynne, wije się najpierw przez potężną dolinę Marsyangd i jej lasy tropikalne, a potem lasy iglaste. Odcinek ten szczególnie od samego dołu z Besisahar do Chame był dla mnie nudnawy i monotonny.
Jedno z kilku miejsc, gdzie znalazłam się naprawdę blisko gór było Tilicho lake, którego trasa odbiega od głównego szlaku Annapurny (mapka poniżej). To właśnie tu można było usłyszeć pękające bryły lodowe, które opadały w stronę jeziora Tilicho – podobno najwyżej położonego jeziora na świecie 4900 m n.p.m.
Całego uroku mojej wędrówce dookoła masywu Annapurny dodawała biegunka, która ciągnęła się przez kilka dni z różną intensywnością. Musiałam przywieść ze sobą jakieś robale z Indii, bo dopiero antybiotyki na pasożyty doprowadziły moją kupę do porządku. Do tego, żeby jeszcze było mało, coś mi się z szyją stało podczas snu i nie mogłam skręcać głową. Problem ten powodował u mnie potężne bóle głowy przez dwa dni.
Co, jeśli zachorujemy na szlaku?
Warto wiedzieć, że Manang (3,500m) to jedyne miejsce, gdzie w razie choroby można odbyć konsultacje z lekarzem. Może nam to uratować skórę, gdy naprawdę zachorujemy. Mamy dwie możliwości. Pierwsza to konsultacja z lekarzami z zagranicy, którzy działają w ramach fundacji. Koszt to kilkadziesiąt dolarów za konsultacje + kilkanaście dolarów na antybiotyki. Można też udać się do miejscowej apteki, gdzie również przyjmuje lekarz miejscowy tej sami rangi. Konsultacje i lekarstwa są tylko za dotacje, czyli co łaska 🙂 Sponsoruje to rząd.
Biegunki i inne dolegliwości wskazujące na zatrucia pokarmowe są dość powszechne dlatego, zanim wyruszysz na trekking wokół Annapurny, warto zaopatrzyć się w kilka niezbędnych leków w Kathmandu lub Pokharze. Polecam kupić je na miejscu, szczególnie Lopamid na biegunkę i jakiś antybiotyk na zatrucia pokarmowe. Ja na miejscu w górach wzięłam dwa antybiotyki Onazit oraz Metroleb na pasożyty. Pomogły mi od razu, ale tak jak napisałam wcześniej, na treku miałam już jakieś robale przywiezione z Indii, a pikanterii żołądkowej dodał prawdopodobnie zjedzony ogórek, który był podany z Dal Bhat (nepalskim, tradycyjnym głównym posiłkiem).
Amerykanin, który też jadł ogórka i siedział z nami, nie zachorował, więc tego typu paskudztwa są czystą loterią. Oczyszczanie wody do picia nie wystarczy, bo może zdarzyć się tak, że zamówisz herbatę i woda do tej herbaty będzie niedogotowana (nie trzeba wrzątku, żeby się zaparzyła). Gospodarze nie zużywają gazu, żeby wodę na herbatę gotować przez 5 minut. Dobrze o tym wiedzieć. Jeśli jesteś szczegółnie wrażliwy weź ze sobą sprzęt do gotowania wody i wystarczająco butli gazowych, bo na miejscu raczej ich nie kupisz.
Klikając w poniższy film zobaczysz moje zabawy z dziewczynką z wioski Ledar.
Wiem, że nie masz czasu, ale obejrzyj całość 🙂
Świat wokół Annapurny się zmienia…
Manang jest dobrym miejscem, żeby się zresetować i zaaklimatyzować. Zaskoczy Cię oferta tego miejsca; dla turystów sprowadzono tu ekspres do kawy, nauczono się wypiekać słodkie bułeczki, a niektóre pomieszczenia gospodarcze przekształcono na mini sale kinowe, gdzie codziennie prezentowane są filmy górskie. Taka rozrywka zadowala na pewno „jednorazowych” górskich turystów, a czy na pewno wszystkich? Mieszkańcy nie narzekają. Wyposażenie domów i „nowy” styl życia wskazuje, że na Annapurnie ludziom się powodzi. Nie jest to najbiedniejszy region Nepalu. To, że dzieci biegają brudne, a ludzie proszą o pieniądze nie świadczy, że są biedni.
Manang jest też dobrą bazą wypadową w inne interesujące miejsca; jaskiń Milarepa., czoło lodowca Ganggapurna lub 900-letnią Braka Gompę, jeśli ją ominąłeś wcześniej. Stąd też wyrusza się w stronę, wspomnianego Tilicho Lake. Jeśli tam nie idziesz, to przynajmniej odwiedź wioskę Khangskar, która zachowała swój średniowieczny charakter.
Obszar Annapurny nie ucierpiał podczas ostatniego trzęsienia ziemi w 2014 roku budynki więc pozostały nienaruszone. Niestety trek według mnie utracił taki prawdziwy charakter trekkingu górskiego, głównie przez budowę drogi oraz rozbudowę guesthousów, a więc przez napływ turystów. Tylko w nielicznych miejscach można podziwiać prawdziwy charakter wiosek. W większości miasteczka powstały w wyniku budowy guesthousów, które mogą gościć teraz duże ilości osób. Robiąc trek pod koniec września każdego dnia byłam ok. 200 setna na liście w checkpoincie. W 2016 roku WiFi było już dostępne prawie w każdym guesthousie, co niestety spowodowało, że duża część osób w jadalni gapiła się w swoje telefony. Nie wiem, czy potrafię sobie wyobrazić, jak internet zmieni młode pokolenie, które mieszka w tym regionie.
Konkretnie o kosztach i zakwaterowaniu
Rozbudowa wspomnianej drogi z Besisahar do Manang oraz z Jomsom do Beni zwiększyła przede wszystkim bezpieczeństwo na szlaku i ułatwiła transport niezbędnych produktów spożywczych. Z tego powodu trek ten jest jednym z najtańszych, jakie można zrobić w Nepalu.
Dzienny budżet w 2016 roku wyniósł mnie około 1000 – 1500 rupii za zakwaterowanie, śniadanie, lunch i obiad. Ceny rosną wraz z pokonywaniem wysokości Słodycze i inne przekąski warto wziąć z Kathmandu, ponieważ w górach są one bardzo drogie (czekolada w Thamel w Kathmandu kosztuje ok. 350 rupii, więc warto przywieść ją z Polski). Jeśli masz ograniczony budżet i umiesz się targować, to zakwaterowanie dostaniesz za darmo, pod warunkiem, że zjesz w tym guesthousie dwa posiłki (obiad i sniadanie). Dodatkowo zapłacisz np. za ciepłą wodę, która często jest na gas. Większość gesthousów ma prysznice na baterie słoneczne, których działanie było w większości przypadków zawodne. Woda była lekko ciepła. Prawie wszędzie podładujesz swój telefon lub aparat.
Na prawie całej trasie z wyjątkiem tych najwyższych partii Tilicho lake i High Campu znajdziemy „zachodnią toaletę” która, umówmy się, jest niewygodna w użyciu, kiedy nie możesz na niej spokojnie usiąść. A raczej na niej nie siadasz, jeśli jest to klozet publiczny, prawda? Nepalczycy starają się bardzo przypodobać turystom pod każdym względem, ale z tą toaletą raczej nie trafili. Metoda “na małysza” jest najbardziej higieniczną i fizjologiczną metodą wypróżniania się. Daruje sobie opis szczegółowy. Spróbujecie i sami się przekonacie 🙂
Trekking wokół Annapurny w latach 80.
Szlak wokół Annapurny otworzono w późnych latach 70 i jest on jednym z najstarszych szlaków, jaki został udostepniony dla turystów w Nepalu. Kiedy nie było drogi, a całą trasę pokonywało się, idąc po ścieżce, przejście dookoła masywu Annapurny zajmowało około 3 tygodni. Zaczynało się w Besisahar i kończyło w Naya Pul po drugiej stronie.
“Droga? Jaka droga? Tam praktycznei drogi nie było i mocno trzeba było sie nabiedzic, zeby cos znaleźć. A jeszcze rzeka miala wysoki poziom wody”
“(…)a te eleganckie mostki… Kiedy ja szłam, na drugą strone rzeki przechodziło się z duszą na ramieniu przez prymitywne mostki ze sznurków i desek – ewentualne dziury zakładano po prostu płaskimi kamieniami…”
“(…) wtedy to fajnie było”
“oj, dobrze, że wtedy byłam. Prądu nie było, żadnej zimnej coca-coli itp. Ale jak romantycznie… W chalupach tylko świeczki…”
“Pamietam, że we wsiach, po tamtej stronie przełęczy, było absolutnie cicho… I miałam wrażenie, że gwiazdy są pod nogami. Pewnie dlatego, że było ciemno, bo elektryczności nie było.
To wrażenia mojej koleżanki Ani, która robiła tą trasę w 1988 roku. Nie mogła się nadziwić ile w ciągu ostatnich 20 lat się zmieniło.
Słów kilka o trasie wokół Annapurny
Teraz większość turystów dojeżdżając autobusem do Besisahar, bierze jeepa do wybranej miejscowości (zazwyczaj przed Manang) przechodzi przez przełęcz Thorong La i w Jomsom bierze autobus lub jeepa do Pokhary skracając trekking do 2 tygodni albo i mniej. Budowa drogi otworzyła szlak dla wszystkich, nawet dla tych, co po górach w ogóle nie chodzą. Dlatego na trasie można spotkać różne przypadki; od napieraczy z 20kg plecakami po osobniki niemające żadnego bagażu, za to posiadających dwóch porterów.
Aby, utrzymać atrakcyjność trasy w niektórych miejscach poprowadzono boczne szlaki, które omijają drogę i ostatecznie prowadzą do tego samego miejsca co droga. Czasem są użyteczne, bo skracają podejście drogą, a innym razem nie mają sensu, bo wspinają się lekko do góry, aby potem szybko zejść na dół. Jak kupisz mapę w Kathmandu to szybko się zorientujesz, o co chodzi. Odcinek, który na pewno warto zrobić to Dhikur Pokhari do Ghyaru, Ngawal i Braka. Do Ghyaru prowadzi około 300-metrowe strome podejście. Dla mnie był to chyba najbardziej bolesny odcinek trasy (nie licząc dni z biegunką).
Zaczynając trasę z Besisahar warto wziąć jeepa np. do Tal (koszt to 1000-1500 rupii od osoby) i po drodze w celach aklimatyzacyjnych wdrapać się do Ice Lake lub/i Tilicho lake. Wybierając się na którąś z tych wycieczek, zagwarantujesz sobie aklimatyzację. Tilicho Lake wymaga dodatkowych 3-4 dni i w dniu wejścia w ciągu jednego dnia pokonujesz 800 metrów w górę i 800 metrów w dół. Lub więcej, jeśli chcesz 🙂 Podejście jest strome. Mi nogi drżały przy schodzeniu 🙂
Najpiękniejszy widok, jaki można podziwiać nie jest wcale na przełęczy Thorong La (5416m), która jest najwyższym punktem na trasie i chyba właśnie dlatego przyciąga tysiące turystów rocznie. Według niektórych źródeł uważana jest za największą przełęcz na świecie. Po tym całym wysiłku i dojściu do flag, człowiek zapomina o tych informacjach i zaczyna się zastanawiać; to tylko to?
Przełęcz jest też różnie nazywana. Ja dla potrzeb tego wpisu, użyłam Thorong La, bo jest to nazwa najczęściej używana w internecie. Na mapie mamy jednak Thorung La, a na samej przełęczy tablicę z nazwą Thorang La. Wszystkie nazewnictwa są poprawne i używane zamiennie.
Najpiękniejszy punkt widokowy to oczywiście kwestia gustu. Dużo osób przyzna, że znajduje się on na górce za guesthousem w Thorang High Camp (4925m), dzień przed wejściem na przełęcz. Podejście na górkę trwa około 20 minut. Rozpościera się tam wspaniały widok na okolice i pobliskie 6 tysięczniki. Jest to chyba jedno z najlepszych miejsc do fotografowania nocnego nieba. Na to jednak trzeba mieć dużo samozaparcia, którego ja nie miałam. W nocy tuliłam się w swoim śpiworze 🙂 W Thorung High Camp może być naprawdę zimno.
Różne opcje do wyboru
Trekking wokół Annapurny to mozolna i powolna, ale też momentami piękna wspinaczka na najwyższy punkt przełęczy Thorong-la 5416 m, który sam w sobie nie jest super atrakcyjny Przez pierwsze półtora tygodnia idziesz codziennie do góry. Codziennie do góry… tup tup tup. Z przełęczy następuje duża próba dla twoich kolan i zejście do Muktinath (2000 metrów w dół, w ciągu jednego dnia), a potem do Jomsom. Jeśli weźmiesz busa z Jomsom to masz tylko dwa dni schodzenia. Jeśli zdecydujesz się kontynuować, to będziesz schodził kilka dni więcej.
Ja drogę z Jomsom pokonałam autobusem i obserwując okolicę, nie chciałabym tą trasą schodzić. Widoki takie sobie, bardzo silny wiatr i dużo kurzu unoszącego się spod pędzących autobusów. Alternatywny szlak, który został poprowadzony po drugiej stronie rzeki Kali Gandali, może być jakimś wyjściem. W dolinie tej z pewnością znajduje się kilka interesujących miejsc, jak na przykład tybetańskie wioski. Tereny te słyną z bardzo silnych wiatrów, ponieważ wody doliny rzeźbią swoje koryto pomiędzy dwoma ośmiotysięcznikami; Dhaulagiri na zachodzie i Annapurną na wschodzie powodując, że jest to prawdopodobnie najgłębsza dolina na świecie. Różnica deniwelacji to około 6000 tysięcy metrów.
To, co planowałam, a już nie udało mi się zrobić to dojechać z Jomsom do Tatopani, skorzystać z gorących źródeł i kontynuować szlakiem na Poon Hill, skąd rozpościera się sławny i piękny widok na Himalaje (na wschód słońca w sezonie wdrapuje się tu około 500 osób). Niestety teraz koło tych gorących źródeł przebiega droga. Zażywając kąpieli, musimy więc wdychać opary unoszące się z przejeżdżających jeepów i autobusów.
Z Poon Hill można kontynuować szlakiem do Annapurna Base Camp lub do Naya Pul i stąd już autobusem do Pokhary. Zjazd autobusem z Jomsom do Pokhary trwa cały dzień i nie masz 100% gwarancji, że dojedziesz. Dwa autobusy przed naszym nie pokonały trasy, jeden ugrzązł w rzece, a kierowca drugiego autobusu zdecydował nie przejeżdżać przez rwącą wodę 🙂
Warto, czy nie warto?
Podsumowując, trekking dookoła Annapurny jest względnie bezpieczny i bardzo łatwy w nawigacji, a wspinaczka w górę to duży wysiłek. Większość osób z jakichś powodów bierze na trasę guida lub/i portiera. Ja trasę przeszłam sama, choć rozpoczęłam ją z nowo poznanym znajomym, to zaraz na początku się rozstaliśmy. Nie mogliśmy się dogadać.
Mój plecak ważył około 13-15 kg i chodź przejście szlaku bez przewodnika według mnie to żaden wyczyn, to pokonanie go z pięciodniową sraką to dopiero coś.
Szlak dookoła Annapurny nie jest najpiękniejszym szlakiem na świecie i zdecydowanie nie jest to najlepszy szlak (droga), jaki można zrobić w Nepalu. Aby zobaczyć i przeżyć góry w Nepalu trzeba się wybrać poza sezonem i poza utartym szlakiem.
Przejście wokół Annapurny na początku grudnia może być jakąś dobrą alternatywą. Trasa otwarta jest też zimą, ale może zdarzyć się tak, że przejście przez przełęcz będzie zamknięte/niebezpieczne przez kilka dni. Jesli nie masz żadnego doświadczenia górskiego, nie powinieneś wyruszać na szlak sam. GPS z wgranym przebiegiem trasy, może uratować Ci życie, w przypadku załamania pogody na przełęczy.
Szkoda, że tak wszystko się zmienia i szkoda, że na szlak dotarłam tak późno.
“(…) wtedy to fajnie było”
Dodatkowo:
- polecam mini przewodnik, który prowadzi nas przez boczne ścieżki; tutaj
- Lonely Planet “Trekking the Nepal Himalaya” ma szczegółowy opis trasy, z orientacyjnymi czasami przejścia oraz krótką notką o katastrofie z 2014 roku, kiedy to burza śnieżna spowodowała śmierć około 32 osób a dzisiątki zostało uznanych za zagubionych. Warto się z tym zapoznać. Na całej trasie nie znalazłam żadnej tablicy poświęconej ofiorom, która w jakikolwiek sposób upamiętniałaby to wydarzenie. W katastrofie zgineli też nepalscy przewodnicy.
- po zejściu z Muktinath warto udać się jeszcze do Kagbeni na jeden dzień. Wioska nazywana jest bramą wejściową do górnego Mustangu, gdzie trzeba mieć już specjalne pozwolenie. Kagbeni jest przepiękne, pełno tam małych ciasnych uliczek i glinianych domków. Guesthousy i hotele są wyposażone na wysokim poziomie (aż za!) i jest tu też znacznie drożej niż na Annapurnie (dzienny budżet to ok. 2,5-3 tys. za osobę).
Pod tym linkiem tutaj znajdziecie piekny film o trasie wokół Annapurny, który został nakręcony w grudniu. Cudowne ujęcia, muzyka i komentarz narratora zahipnotyzowały mnie tak bardzo, że zaczęłam się zastanawiać, czemu moje wrażenia po tym treku były zupełnie inne. Tak jakbym zrobiła zupełnie inny trekking.
Pytania? 🙂
[:]
Author: Ola
Pasjonatka podróży i aktywnego stylu życia. Preferuje wyjazdy typu “adventure” w otoczeniu przyrody. W Nowej Zelandii odbyła miesięczny staż raftingowi na górskich rzekach i przez 3 lata pracowała w jaskiniach jako Adventure Cave Guide w Nowej Zelandii w Waitomo, które znane jest z Black Water Rafting. Dłużej przebywała również w Norwegii studiując norweski “outdoor life” oraz pomieszkiwała w Omanie.
Leave a Reply